Rorschach w zasadzce.
To nie ja zostałem zamknięty z wami, to wy jesteście zamknięci ze mną!
To krzyczy Rorschach w scenie z Watchmen gdy trafia do więzienie, osaczony przez wielu przestępców których on sam złapał lub przyczynił się do ich osadzenia. Złoczyńcy zacierają ręce i sądzą, że będą mieli okazję do zemsty. Jednak Rorschach jest tym który mówi co widzi, obserwuje i potrafi powiedzieć prawdę prosto w oczy, bez względu na ile ta prawda jest bolesna czy niewygodna. To on okazuje się głównym zagrożeniem dla nich samych, jego maska to lustro ich własnej zbrodni.
Po kilku dniach ustąpiły emocje i pewne rzeczy jawią się bardziej ostro.
Zasadzka.
Prezydent Zełeński został postawiony w sytuacji, w której oczekiwano od niego ukorzenia się przed Trumpem. Formalnie, na poziomie dyplomacji, pomijając ego i kontekst, są to osoby sobie równe – dwóch prezydentów, dwie głowy państw. Konwencja została także naruszona przez sposób, w jaki w spotkaniu uczestniczył J.D. Vance. Zmuszenie Zełeńskiego do odpowiedzi na słowa wiceprezydenta Vance’a było dyplomatycznym policzkiem i formatem nietypowym. Swobodny sposób, w jaki Vance zabierał głos, na równi, a wręcz wcinając się w wypowiedzi i kontekst, był znaczący. Zgodnie z protokołem powinien otrzymywać prawo do wypowiedzi w określonych momentach, po udzieleniu mu głosu.
Żeleński zdawał się akceptować tę rolę do pewnego stopnia. Wybarnął z ataku o dress code, zachował spokój po pierwszych wymianach zdań. Widać, że uszanował otaczającą go sytuację, że przyjął dystans. Mowa ciała widoczna w postaciach wyraźnie wskazuje na dominację Trumpa i Vance’a oraz na obronną postawę Zełeńskiego. Trump zajmuje przestrzeń, rozpycha łokcie i składa dłonie przed sobą, podobnie Vance. Zełeński siedzi równo, prosto, ale z ramionami złożonymi na piersi, jest lekko wycofany.
Być może, gdyby do końca przyjął wszystkie ciosy i jedynie potakiwał, godząc się z padającymi z wielu stron kłamstwami lub absurdalnymi zarzutami o dress code, gdyby odegrał rolę, jaką mu określono – petenta i poddanego przychodzącego z darami – to zakulisowo dostałby do podpisu jeden z wariantów umowy. Czy byłby to wypracowany w drodze negocjacji wariant, czy może jeden z tych niezbyt korzystnych dla Ukrainy, z „długiem dla dziesięciu kolejnych pokoleń”? Być może to było jednym z celów – pokazać światu i swoim wyborcom dominację faraona z Białego Domu, a następnie zawrzeć deal jednostronnie korzystny dla wybranej strony.
Okazało się jednak, że Żeleński nie jest potulną ofiarą i sytuacja przyjęła zdecydowanie inną formę. Taki scenariusz także mógł być brany pod uwagę. Nie zapominajmy, że mamy w końcu do czynienia z graczami w szachy 6D.
Wybuch
Zaczęło się od stwierdzenia o dyplomacji – o tym, że nie można stać twardo po jednej ze stron, tylko być pomiędzy i uszanować rację także tej drugiej, czyli Putina, bo to otwiera drogę do pokoju. Pojawiła się uszczypliwa, krytyczna uwaga wobec prezydenta Zełeńskiego, że nienawidzi Putina i wciąż o wszystko go oskarża. Jak tak można – oskarżać mordercę, ludobójcę i oprawcę własnego państwa i narodu? Zadziwiające.
Wówczas nastąpił wybuch. Zaczęło się niewinnie, od riposty – że wszak wojna nie trwa od 2022 roku, tylko od 2014, i że ścieżek dyplomacji było wiele, ale każda z nich została wiarołomnie złamana przez Putina. Żaden z prezydentów USA – czy to Obama, Trump pierwszy, czy Biden – nie poradził sobie z dyplomatycznym rozwiązaniem konfliktu. Może Trump-faraon USA da radę, ale to na tym etapie jedynie nadzieja. Tymczasem, jak dodał Zełeński, nadzieja musi być poparta twardymi gwarancjami bezpieczeństwa, bo wszelkie ślady zaufania do Rosji – strony agresywnej – już dawno przeminęły.
Wybuch, choć trwał krótko, miał kilka faz. W fazie drugiej odezwali się Trump i Vance jednocześnie, mówiąc przez siebie i wchodząc na coraz wyższe nuty. Dlaczego? Otóż swoją wypowiedzią, przed mediami, publicznie i w praktyce, Zełeński, mówiąc prawdę, uderzył w najgłębszy fundament obecnej władzy USA. Wszak cała kampania wyborcza Trumpa i Vance’a, ich obietnice i deklaracje opierają się właśnie na założeniu, że można załatwić wszystko w 24 godziny, że prosty deal oraz dyplomacja to jedyne wiarygodne i trwałe narzędzia gwarantujące pokój. Te ich słowa i deklaracje, poparte silną krytyką Bidena, który wspierał militarnie Ukrainę, gardził Putinem i stawiał na twardy opór, były fundamentem, na którym wyrosła obecna władza w USA. Tymczasem niski, ubrany w sweter i bojówki prezydent biednego, pogrążonego w wojnie kraju, śmie w to wątpić – co gorsza, podając twarde argumenty i dowody na to, że cała ta logika jest pozbawiona sensu.
To w zasadzie był koniec. Od tego momentu sytuacja eskalowała w szybkim tempie. Napięcie kumulowane od samego początku spotkania przerodziło się w prawdziwą, historyczną awanturę w Białym Domu.
Pogorzelisko.
Czym jest siła?
Siła jest zdolnością do wywierania wpływu, narzucania swojej woli lub osiągania zamierzonych celów.
Siła ma także charakter relatywny. Jest większa lub mniejsza wobec czegoś, w relacji do czegoś. Silna Europa stała się słabsza w relacji do USA po II wojnie światowej. Słabe Chiny stały się potężne w relacji do Europy i USA po reformach lat 80. XX wieku.
Czasem spektakularny wzrost siły jest głównym powodem stania się silnym, najsilniejszym. Czasem działają złożone czynniki – wzrost jednego podmiotu i osłabienie drugiego. Czasem wystarczy jednak wyraźne osłabienie dominującego elementu, aby nastąpił nagły wzrost wszystkich dotychczas słabszych.
Sytuacja, którą obserwujemy, jest nagłym osłabieniem najsilniejszego dotychczas państwa. Państwo to jednak nie rezygnuje z demonstracji siły – pokazuje ją nadal, nawet bardziej agresywnie niż do niedawna. Jednak tę demonstrację kieruje do swoich dotychczasowych sojuszników. Nie do wrogów i przeciwników, wobec których tę siłę budowało, ale do sojuszników, przyjaciół.
Maga Trump jest zjawiskiem stwarzającym wiele zagrożeń oraz szans. Gdyby Maga Trump wydarzył się cztery lata temu, dziś oczywiście świat byłby inny… być może Ukraina byłaby już pod butem Putina, a my, Polska i UE, nieudolnie próbowalibyśmy jakoś sobie poradzić. Można tak domniemywać, obserwując obecne decyzje i działania administracji USA – przychylność wobec dyktatorów, wspaniałomyślność wobec ściganych przez międzynarodowe prawo ludobójców. Jednak dzięki temu, że Maga Trump wydarzył się dopiero teraz, może to być czymś pozytywnym. Zdążyliśmy już przeżyć czas bohaterstwa naszego sąsiada i mieliśmy czas, aby oswoić się ze świadomością zagrożenia wojną, ale także doznaliśmy wielkiej siły zjednoczonego Zachodu, determinacji do stania w jednej linii, aby bronić kluczowych dla naszego świata wartości. Dlatego Maga Trump jest dla nas paradoksalnie szansą. Maga Trump to prawdopodobnie najgorsze, co spotkało USA w XXI wieku, ale jednocześnie oznacza to wielką szansę dla UE. To właśnie Europa może teraz zagrać znacznie większą rolę w najbliższej historii – przejąć funkcję lidera wśród sojuszników dawnego USA, wzmocnić swoją rosnącą niespodziewanie siłę w globalnym układzie i stać się elementem stabilizującym. Wymaga to determinacji i odwagi, której, jak już wiemy, Europie nie brakuje. Nigdy od dziesiątek lat okno historii nie było dla nas tak szeroko otwarte.
Maga Trump swoją impertynencją i ignorancją ściąga na siebie nie tylko słabość i brak stabilizacji, ale także potencjalnie wielkie zagrożenia. Cła osłabiające gospodarkę, czystki Muska zmniejszające konkurencyjność i eliminujące wielu wybitnych specjalistów, którzy dotychczas dbali o potęgę USA. Jednak najbardziej nieprzewidywalne i szkodliwe staje się to, co kryje się w sferze skutków nadchodzących zmian – rosnący potencjał niechęci, wrogości i braku zaufania wobec dotychczasowego lidera i gwaranta globalnego porządku.
Wyobraźmy sobie skutki coraz bardziej napiętych relacji z walczącą o przetrwanie Ukrainą. Czego możemy się spodziewać, jeśli relacje z Ukrainą będą coraz bardziej napięte i przyczynią się do jej porażki? Ukraina obecnie ma w zachodnim świecie drugą po USA największą armię. Czym grozi zerwanie poczucia, że USA zasługują na wdzięczność i zastąpienie tego przekonaniem o zdradzie przez USA wśród wielu spośród miliona weteranów, walczących wciąż dzielnie na froncie? Być może uznaniem przez niejednego z nich, że USA zasługują na nauczkę. Zajmujemy się tutaj na razie spekulacjami, ale przypomnę, że w naszej polskiej świadomości Jałta to zjawisko, które nie odbiega aż tak bardzo daleko od paktu Ribbentrop-Mołotow. A nawet Brytyjczykom i Francuzom pamiętamy brak przybycia z odsieczą we wrześniu 1939 roku. Możemy przyznać, że to dobry czas w naszej historii, bo tym razem nie jesteśmy na pierwszej linii frontu. Front potrafi jednak czasem przesuwać się dość szybko.
Odrodzenie
Europa, także Polska, powinna stać twardo przy Ukrainie, jednak jednocześnie zamknijmy tematy proste, będące wyrazem dobrej woli i przyjaźni: kwestie rzezi wołyńskiej, ekshumacji. To nie jest kwestia politycznej gry, lecz zwykłej przyzwoitości i dobrej woli – czegoś, co staje się bezcennym dobrem. Czego, mam nadzieję, w naszej środkowoeuropejskiej, słowiańskiej duszy nadal nie brakuje.
Cóż zrobi Trump, gdy Europa, może w koalicji z częścią Azji, pokona Rosję i Ukraina zwycięży?
Trump powie:
„Ja to wymyśliłem, pokazałem im, jakie Ukraina ma bogactwa, co mogą zyskać. Oni w końcu zainwestowali, taki był plan. Teraz chcę nagrodę Nobla i bogactwa Ukrainy.”
A może… to wszystko jest już grą w szachy 8D, prowadzoną przez Muska? Prawdziwi szachiści nie nadążają.
Budowa własnej siły – hard power
- Proliferacja broni jądrowej w Europie – pozyskajmy uzbrojenie własne lub od Francji, róbmy to z tymi, którzy także mogą na tym bardzo zyskać: Korea Południowa, Ukraina, Turcja, Rumunia.
- Polska energetyka oparta na elektrowniach jądrowych – niech budują je Koreańczycy i Francuzi, nie USA.
- Dynamiczny i skuteczny rozwój przemysłu zbrojeniowego – już teraz, nie w planie.
- Zacieśnienie współpracy gospodarczej z Kanadą, Koreą Południową, Japonią, Australią.
- Szukanie wspólnych obszarów zrozumienia z Chinami i Indiami – budowa wspólnych platform wymiany handlowej.
- Wykorzystanie środków Rosji na rzecz odszkodowań dla pokrzywdzonych ich wojną.
Zapowiedź
Ciekawe, co myśli protrumpistowski zwolennik MAGA, gdy mówi, że demokracja się nie sprawdziła, że potrzebne są rządy twardej ręki oraz wolność słowa i gospodarcza. Jakie dokładnie słowa chciałby z siebie uwolnić, które obecnie dławi?
Czy to tęsknota za prostymi rozwiązaniami, czy może coś więcej? Jakie realne konsekwencje miałaby ta zmiana? Jeśli Cię to ciekawi, zapraszam za jakiś czas – przyjrzę się temu bliżej i podzielę się wnioskami.
Od autora
Żyjemy w świecie, w którym ludzie zajmujący się technologią także zabierają głos w wielu sprawach. Nie tylko dlatego, że to właśnie oni stworzyli warunki umożliwiające ogółowi swobodną wypowiedź, ale także dlatego, że są zaangażowani, zorientowani i chcą zabierać głos. Czy to za mało? Niestety, często nie mają do tego odpowiedniej wiedzy i kompetencji, przez co nie różnią się wiele od większości komentujących. Wciąż jednak to właśnie w tym celu stworzyliśmy media społecznościowe, internet oraz komentarze – aby każdy mógł się wypowiedzieć. Kluczowe jest jednak umiejętne odróżnienie wypowiedzi kompetentnych od tych, które nimi nie są. Warto zachować dystans i sprawdzać źródła.
Niniejsza wypowiedź jest prywatną opinią, wynikiem obserwacji i refleksji popartej badaniami licznych źródeł. Obserwuję rzeczywistość od ponad 40 lat, a przez ostatnie 5 lat poświęcam wiele godzin dziennie na analizę aspektów strategicznych, politycznych i społeczno-kulturowych. Mogę z pełną uczciwością przyznać, że od co najmniej 5 lat na pół etatu kształcę się, pracuję i rozwijam kompetencje w tych kwestiach. Jako magister nauk społecznych, doktorant i wieloletni wykładowca na Uniwersytecie Jagiellońskim, zajmujący się metodologią badań społecznych, antropologią kulturową, etyką oraz pedagogiką ogólną, szlifowałem narzędzia intelektualne do krytycznej analizy informacji. Świat nauki, statystyka, filozofia i myślenie krytyczne to tematy, które są mi najbliższe.